niedziela, 23 marca 2014

Rozdział VIII.

    Chcę uciekać, tak samo jak wtedy, w podziemnej plątaninie ulic Kapitolu, przed śmiercionośnymi kreaturami, jednak ciało Peety przygważdża mnie do materaca. Staram się oddychać miarowo, jednak czuję, że do wykorzystania pozostaje mi coraz to mniej tlenu. Chcę krzyczeć, ale i na to brakuje mi sił. Senność zniknęła w ułamek sekundy odkąd opętany chłopak nazwał mnie zmiechem. Opętany chłopak, za którego byłam gotowa poświęcić życie w siedemdziesiątej piątej edycji Igrzysk Głodowych, za którego nadal jestem w stanie oddać wszystko, nawet swoje istnienie, potrzebuje mojej pomocy. Nie mogę go zawieść. Już wiem, że podejmuję właściwą decyzję.
    Chwytam mojego nocnego gościa za ramiona i staram się je odepchnąć równocześnie pocierając je drżącymi dłońmi.
    - Peeta, spokojnie. To tylko zły moment, wspomnienie. Musisz z nim zwyciężyć - mruczę w kółko i po kilkunastu sekundach jego nacisk na moje ciało okryte jedynie kołdrą osłabia się. Chwytam w płuca łapczywie powietrze, lecz cały czas uparcie wpatruję się w tęczówki ukochanego. Widzę w nich zmianę i już wiem, że mój Peeta wrócił. Kiedy zauważa, że jego ręce mocno trzymają moją szyję, wstaje z łóżka jak oparzony.
    - Katniss, ja... - zaczyna, a ja wyczuwam w jego głosie żal.
    - Wiem. Nic się nie stało - przerywam mu i silę się na uśmiech. - Znów ci się udało, jak zawsze.
    - Znów cię zraniłem, jak zawsze - odpowiada mi ze skruchą, a ja mam ochotę mocno go objąć, lecz nie jestem w stanie chociażby się ruszyć. Być może chodzi o mój brak ubioru, albo o brak czucia w nogach, nie wiem. Obserwuję, jak chłopak podchodzi do wielkiej tafli szkła i wygląda na ulice śpiącego miasta - Jestem potworem, a ty nadal ryzykujesz swoim życiem, by być przy mnie. Nie powinnaś.
    Zagryzam dolną wargę.
    - Mamy umowę, pamiętasz? - udaje mi się zwrócić jego uwagę, a kiedy już spogląda na mnie, kontynuuję. - Ja pomagam ci przetrwać ataki, a ty pomagasz mi w pozbyciu się koszmarów - robię chwilę przerwy. Mówienie sprawia ból w gardle, ale staram się to ignorować. Peeta ciągle stoi wpatrzony we mnie. Biorę to za dobry znak. - Nie krzywdzisz mnie, a na pewno tym bardziej nie jesteś potworem. To nie twoja wina, to Snow cię zranił. Żałuję, że nie mógł być z początku dręczony, jak ci wszyscy zwycięzcy, zanim sam skonał - ostatnie słowo mówię bardziej do siebie, choć wcale nie staram się go wyciszyć czy stłumić.
    Widząc, jak chłopak znów obraca się w stronę okna, wzdycham cicho. Niebezpiecznie wysuwam się na krawędź łóżka i szukam w ciemności ręcznika, bym mogła zakryć nim ciało. Że też nie chciało ci się nałożyć chociażby koszuli nocnej, głupia Katniss!, karcę się w myślach i w końcu odnajduję dłonią po omacku kawałek materiału. Oplatam go sobie nad linią biustu, a zanim wstanę, upewniam się, czy jest dobrze umocowany. Po cichu podchodzę do sylwetki mężczyzny i kładę jedną dłoń na jego barku, po czym miejsce tuż nad nią obdarowuję delikatnym muśnięciem warg. Tak jak przypuszczałam, mój ukochany obraca się w moją stronę, więc zanim zdąży zareagować i ewentualnie mnie odepchnąć, zbliżam swoje usta do jego i łączę je w lekkim pocałunku.
    - Potrzebuję cię - szepczę w końcu słowa, które poprzedniej nocy wypowiedział w moją stronę Peeta, po czym chwytam go za dłoń i ciągnę w stronę łóżka. Gość zdaje się nie protestować aż do momentu, w którym najwidoczniej zauważa, co chodzi mi po głowie.
    - Nie, to zły pomysł, Katniss - wyszarpuje rękę, jednak ja ją szybko odnajduję i ściskam jeszcze mocniej.
    - Nie skrzywdzisz mnie, pomogę ci - cały czas mówię cicho, jednak wystarczająco głośno, by chłopak mnie dobrze usłyszał. Maska na jego twarzy nie zmienia się. Muszę szybko wymyślić inny sposób, zanim mój ukochany postanowi się jak zwykle ulotnić. - Zostaniesz ze mną na noc? - pytam, cytując siebie samą z tylu różnych sytuacji. Mimo ciemności, mój wzrok jest już przyzwyczajony i mogę dostrzec, że coś się w nim zmienia. Zanim zdążę się zorientować, co to takiego, tym razem to on ściska moją dłoń i prowadzi mnie na materac. Oboje się kładziemy, ja pod kołdrą, a Peeta na kołdrze pod cienkim kocem. Dziwne, ale czuję się w pewnym sensie zadbana.
    - Zawsze - odpowiada, kiedy już leżę wtulona w jego bok, a silne ramiona mnie otaczają.
    Jest mi ciepło, ale nie za gorąco. Wiatr przedostający się do pomieszczenia przez lekko uchylone okno jest przyjemnie zimny, więc pozwalam swojej nodze uciec na podłogę, by skóra pooddychała. Leżę wpatrzona w sufit i czuwam. Czuwamy oboje milcząc. Mimo, że już nie widzę chłopaka, to czuję jego oddech, nie może spać.
    - Myślisz, że przeżyją? - słyszę szept po jakimś czasie. Nie potrzebuję więcej szczegółów jego pytania, jest zbyt proste. Przed oczami pojawiają się nagle sylwetki Lucasa oraz Mary. Staram się ich "wsadzić" w otoczenie dużej polany w lesie czy ogromnej pustyni bez kropli wody. Wzdycham ciężko.
    - Nie wiem, mam taką nadzieję - chwilę zajmuje mi poskładanie prawidłowego stylistycznie zdania, bowiem zmęczenie daje mi we znaki.
    - Czym zajmowali się na treningach? - dziwi mnie jego pytanie. Nagle wykazał zainteresowanie trybutami z mojej strefy, moimi podopiecznymi. Biorę to za dobry znak. Nawet nie wiem, czy mogę mu zdradzić takie rzeczy, ale przecież to Peeta. Ufam mu.
    - Mary... - słowa plączą mi się na języku, zapominam o tym, co właśnie powinnam powiedzieć. - Ona.. - znów urywam, bo staram się przypomnieć sobie to, o czym zapomniałam. Dlaczego o tym zapomniałam? Wysilam się tak, że czuję jak moja skóra zaczyna się pocić - Mary biegała. A Lucas ćwiczył formę. Obydwoje uprawiali wcześniej sporty. Dziewczyna pływa, a jej przyjaciel fascynuje się kolarstwem. Są całkiem nieźli. No i tworzą świetny sojusz z trybutami Johanny i Annie.
    - Zawarli sojusz między sobą?
    - Prawie. Uznałyśmy z dziewczynami, że szóstka jest silniejsza od dwójki - gdybym mogła, zapewne wzruszyłabym teraz ramionami. Z jednej strony to strasznie frustrujące, ale z drugiej moja radość z powodu obecności Peety obok sięga zenitu.
    - I jesteś pewna, że Rose i Wiktor nagle się przeciwko nim nie obrócą? Albo Angelina i Josh? - wyczuwam nutkę zaniepokojenia w jego głosie, ale postanawiam ją zignorować. Jestem zbyt senna, by się teraz nad tym głębiej zastanawiać.
    - Ja... - przerywam wypowiedź głośnym ziewnięciem i tym samym zdradzam samą siebie. Cholera!, syczę w myślach. Tak bardzo boję się, że mój ukochany znów zniknie zanim nadejdzie świt, że wcale nie chcę iść spać. Znów ziewam i wiem już, że jestem na przegranej pozycji. Chłopak całuje mnie w czoło i zapewne czeka, aż usnę. Wtulam się w niego jeszcze głębiej, starając się jak najbardziej zmniejszyć przestrzeń między nami, a drugiej strony próbując uniknąć jego odejścia.
    - Dobranoc, Katniss - gdy tylko kończy mówić, natychmiastowo usypiam.
   
    Dziesięć, dziewięć, osiem... trzy, dwa, jeden. Stoję na platformie nieruchomo, nie potrafię poruszyć chociażby palcem. Rozglądam się. Inni trybuci też jakby nie wiedzieli co ze sobą zrobić, więc też pozostają w niezmienionej pozycji. W końcu jeden chłopak zrywa się ze swojego podestu i biegnie w stronę Rogu Obfitości. Znika w środku. Wszyscy przypatrują się bacznie miejscu, w którym jeszcze chwilę temu można było podziwiać biegnącą sylwetkę Finnicka. Po dłuższej chwili słyszę dzwony kościelne, a moim oczom ukazuje się blondyn wynoszący na rękach dziewczynę ubraną w białą suknię. Przecież to Annie, myślę i sytuacja wydaje się być jeszcze bardziej dziwna. Wszyscy zawodnicy jak jeden mąż zaczynają bić brawo. Patrzę w dół i widzę, że moje dłonie czynią to samo, nie mam nad nimi kontroli. Zamykam oczy, bo chcę jak najszybciej odzyskać czucie w kończynach. Zamiast tego, moje ciało otulają mocne porywy wiatru. Uchylam szybko powieki w panicznym poszukiwaniu czegoś, by móc się przytrzymać i tym samym uchronić siebie samej przed porwaniem. Jednak w tym samym momencie wiatr ustaje, a ja znajduję się w Ćwieku. Wokół mnie gromadzą się ludzie i ciągle mi czegoś gratulują. Odbieram komplementy nieśmiałymi chichotami, zupełnie jak nie ja.W końcu w tłumie zauważam dziewczynkę z dwoma warkoczykami siedzącą na czuprynie blond włosów. Przywołuję na twarz szczery, szeroki uśmiech i staram się odpędzić od mieszkańców Dwunastki. W końcu obok zjawia się Madge i razem z pomocą swoich rodziców rozpraszają lud do domu.
    - Dziękuję - uśmiecham się do rodziny, po czym odwracam się i biegnę w stronę swoich najbliższych. Kiedy tylko docieram do swojej siostrzyczki i Peety, obraz zaczyna się rozmazywać. Ostatnie, co pamiętam, to słowa Prim. "Musisz to wygrać"

       
    Otwieram oczy. W pomieszczeniu jest jeszcze ciemno, a chłopak obok śpi, jednak ja czuję się na siłach, by wstać. Po chwili namysłu stwierdzam nawet, że jestem głodna. Delikatnie staram się wyplątać z objęć mojego ukochanego, by go nie zbudzić, po czym wstaję i zaczynam skradać się do drzwi.
    - Uważaj, Clove! - słyszę za sobą krzyk i upadam na podłogę. Czuję jak lewa strona czoła zaczyna mnie piec. Chcę zacząć się wić, lecz czuję, że coś przytrzymuje moje ciało w unieruchomieniu. Otwieram oczy. Wcale nie jestem w swojej sypialni, ani w Kapitolu, ani nawet w Dwunastym Dystrykcie. Sterylna biel może oznaczać tylko jedno.


_
Oemdżi. To już osiem rozdziałów! Kiedy to minęło? No więc z okazji tak bardzo równej liczby jaką jest ósemka, pragnę podziękować każdej osobnej osóbce, która zaszczyciła mnie swoją obecnością tutaj, każdym komentarzem i dobrym słowem.
Zapraszam do pozostawiania po sobie śladu w postaci opinii na temat rozdziału, czy nawet konstruktywnej krytyki. Tej ostatnio w ogóle nie zauważam i aż nawet jestem smutna. Piszcie śmiało o moich literówkach, błędach itp :)
Chciałam wstawić rozdział dopiero jutro, ale zadecydowałam w końcu inaczej. Mam nadzieję, że się spodoba większa dawka #Peeniss, czy jak Polacy nazwali tę parę #Peetniss, by nie kojarzyła się z pewną częścią ciała. Właściwie oprócz tego jest tylko kolejne świrowanie Katniss. W przyszłym rozdziale będzie więcej o Igrzyskach, obiecuję!
DOBRANOC, TRYBUCI.


I niech los zawsze Wam sprzyja!

19 komentarzy:

  1. Cudowny jak zawsze <3 kiedy będzie następny? ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się napisać na niedzielę :)
      Dzięki <3

      Usuń
  2. Dodaj nowy jak najjszybciej, a co do konstruktywnej krytyki to niema się do czeko przyczepić :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jak zwykle cudowny <333 .
    ''na moje ciało okryte jedynie kołdrą '' Buhahaha 3:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak przy okazji : Trzecia ! ;33

      Usuń
    2. SPECJALNIE DLA CIEBIE TO NAPISAŁAM, ciesz się XD
      Dziękuję <3

      Usuń
    3. Bardzo się cieszę ;D . Danke ;D

      Usuń
  4. Fantastyczny! Liczę na wiecej Lucasa i Mary bo bardzo podoba mi sie tajemniczy charakter dziewczyny. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeszcze jeden dzień w opowiadaniu i oboje idą na arenę, chlip, chlip. ;_;
      Dziękuję i pozdrawiam :3

      Usuń
  5. Czo ta Kotna? *o* Pisz kolejne rozdziały, ale już! *Xemerius, który chce więcej rozdziałów, i który Cię kocha* (znowu wyznaje ludziom miłość w internetach ;3*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, huhu. Już mam cały plan następnego rozdziału, tylko trzeba to przelać do Worda, a złapałam lenia :/
      xoxo
      *Nika przesyła buziaki i też kocha*

      Usuń
    2. Pisz leniu ten rozdział! ;* Bo my tu czekamy i czekamy ;(

      Usuń
  6. o ja *.* Świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. To jest super, świetnie opisujesz ich relacje. Nie zastanawiałaś się nadtym żeby założyć bloga tylko o Peetniss?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, raczej nie. Chcę w to ff wpleść ich wątek :)

      Usuń
  8. Rozdział jak zwykle cudowny :3
    Uwielbiam twój styl !
    Mam jedną małą uwagę. Chyba,za często używasz słowa "ukochany"...
    WENY :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Rozdział cudny jak zwykle *0* Dodawaj już następny, bo nie wytrzymam :3

    OdpowiedzUsuń