środa, 26 lutego 2014

Rozdział I.

A oto pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się spodobał. Wszelkie komentarze motywują mnie do poprawiania swoich umiejętności i częstszego pisania! :) 


_
  - Wojna, okropna wojna - głos mężczyzny rozlega się po całym placu przed Pałacem Sprawiedliwości. Siedzę w pierwszym rzędzie na jednym z dwunastu krzeseł na dużej scenie. Na szczęście wszystkie twarze zwrócone są w stronę wielkich ekranów poustawianych po obu stronach podestu, więc mam chwilę by odetchnąć.
   Gdy nabieram powietrza czuję zapach tych wszystkich perfum, którymi rodzice najmłodszych mieszkańców Kapitolu zapewne próbowali udobruchać Paylor, która zdecydowała, że igrzyska jednak będą miały miejsce. Jakby to miało w czymś pomóc, prycham i znużona podążam za wzrokiem pozostałych mentorów. Kilka krzeseł dalej siedzi Johanna, której krótkie włosy ułożone są w irokeza. Na krześle czwartym widzę Annie, której brzuch przypomina już piłkę. W rzędzie siedzi także Enobaria, Beetee i inni opiekunowie. Zagryzam wargę i zastanawiam się, co do jasnej anielci tutaj robię.
   Wkrótce po powrocie do Dwunastego Dystryktu szybko pożałowałam swojej decyzji głosowania za tym, by 76. Igrzyska Głodowe się odbyły. Lecz gdy tylko dostałam propozycję na mentorowanie dwójki dzieciaków z Kapitolu, stwierdziłam, że mogę im pomóc w przetrwaniu. Nie w zwycięstwu, powtarzam sobie te słowa jak mantrę. A teraz znów moje dłonie się trzęsą i jestem pewna w stu procentach, że gdyby kazano mi wstać, moje nogi odmówiłyby mi posłuszeństwa i natychmiast bym upadła. Dlatego cieszę się chociaż z faktu, że przygotowano nam krzesła.
   Wracam do rzeczywistości, kiedy słyszę pierwsze słowa przemówienia prezydent Paylor. Szybko odwracam wzrok i próbuję się skupić na tym, co mówi, jednak dochodzi do mnie co drugie słowo, więc wkrótce rezygnuję i z tego. Przebiegam wzrokiem po sektorach, w których zostali poustawiani potencjalni trybuci. Cały Kapitol z tej okazji został podzielony na dwanaście dzielnic. Każdy rejon miasta reprezentować będzie dwójka zawodników - jeden mężczyzna i jedna kobieta. Ten punkt akurat nie uległ zmianie, dochodzę do wniosku i widzę, jak miejsce opiekunki z Jedenastki zastępuje Effie Trinket. Wita się z publicznością, mniej optymistycznie niż zawsze, ale nie próbuje się sprzeciwić.
   - Jak zwykle, panie mają pierwszeństwo! - zdążyłam się już przyzwyczaić do jej akcentu, ale uświadamiam sobie, że tak dawno nie słyszałam tych słów.. Wzdycham i obserwuję, jak zanurza dłoń w puli i losuje jedną karteczkę. Zanim zdąży wypowiedzieć nazwisko jednego z moich podopiecznych, zamykam oczy. - Mary Price! - westchnienie ulgi dziewcząt jest słyszalne aż tutaj. Niestety, jedna z nich wcale nie ma powodu do rozluźnienia. Słyszę powolne kroki wchodzenia na scenę i dopiero teraz otwieram oczy
   Ciemnowłosa patrzy prosto na mnie wzrokiem, jakby chciała mnie zabić. Wzdrygam się, lecz udaję, że wcale mnie to nie obchodzi. Różowowłosa kobieta stoi już przy mikrofonie z karteczką z imieniem chłopaka.
   - Lucas Campbell! - tym razem wysoki chłopak o kruczoczarnych włosach wychodzi z szeregu, a kiedy Strażnicy Pokoju go identyfikują, zostaje podprowadzony na scenę. Równolegle do jego wędrówki słyszę zduszony okrzyk rozpaczy. Orientuję się szybko, że to wcale nie była żadna kobieta w trybunach dorosłych, która potencjalnie mogłaby być jego matką, lecz nastolatka, która teraz stała obok Effie. - No proszę! Dwójka odważnych nastolatków dołącza do grona naszych trybutów! - krzyczy opiekunka na pożegnanie i prowadzi moich podopiecznych do Pałacu Sprawiedliwości, gdzie każdy z trybutów ma pięć minut na pożegnanie z najbliższymi.
   Na sam koniec, Paylor znów podchodzi do mikrofonu i ogłasza koniec dożynek. Następnie wszyscy mentorzy są zaproszeni do sali jadalnej na posiłek wraz z organizatorami, podczas gdy zawodnicy będą przygotowywani na Paradę Trybutów. Szczerze powiedziawszy, wcale nie jestem głodna. Myślę, że pewnie te wszystkie emocje towarzyszące temu dniowi zawiązały mój żołądek. Niechętnie jednak razem z resztą zwycięzców wstaję i ruszam w stronę zejścia ze sceny. Na szczęście moje nogi już trochę się uspokoiły i udaje mi się dojść do wielkiego gmachu, który niegdyś był siedzibą prezydenta Snowa. Kojarzę układ niektórych pomieszczeń, w końcu pomieszkiwałam tutaj przed jakiś czas oczekując na oficjalną egzekucję ówczesnej głowy państwa. No, może już nie głowy. Tak czy siak, zakończyło się zupełnie inaczej, niż przywidziały to plany Coin. Mam teraz cichą nadzieję, że moja siostra i tato nie muszą patrzeć na jej twarz gdzieś tam u góry. Podobnie jak na twarz Coriolanusa.
   Mimo, że znam drogę ładnie uczesane kobiety, na pewno mieszkanki Kapitolu, co poznaję po włosach w każdym odcieniu tęczy, prowadzą nas do odpowiedniego pomieszczenia. O dziwo, uśmiecham się tak jak nigdy nie byłabym w stanie uśmiechnąć się do tych rdzennych mieszkańców stolicy, bo cieszę się. Rebelia i obalenie rządów Snowa miało swoje plusy. Jak dla mnie jednym z nich jest uwolnienie dotychczasowych awoksów. Żałuję jednak, że pierw za milczenie w mojej sprawie skazano niektórych na śmierć.
   Sala tym razem nie jest pusta. Po środku stoi wielki, obładowany potrawami z różnych regionów Panem. Każdy, kto znalazł się na liście gości ma przypisane dwa miejsca, bądź, jeśli woli, jedno. Drugie miejsce jest zarezerwowane dla osoby towarzyszącej i jeśli dobrze pamiętam wielu mentorów zadeklarowało przyjście samemu. Ja także. Wzdycham i niechętnie wracam wspomnieniami do dnia mojego wyjazdu z Dwunastki. 

   - Nie mogę w to uwierzyć - mówi blondyn i wstaje od stołu. Niemal rzuca sztućce na talerz i patrzy na mnie spode łba. Zagryzam dolną wargę. Napewno Śliska Sae pomyśli, że Peecie nie smakował jej obiad.
   Wzdycham ciężko. Wstaję i przechodzę wokół stołu, by w końcu stanąć oko w oko z chłopakiem.

   - Możemy im pomóc - mruczę cicho, chwytając jego dłonie.
   - Ty możesz im pomóc, nie ja - kończy chłodno i opuszcza kuchnię. Chwilę potem słyszę trzask drzwi wejściowych. Siadam na miejscu gościa i chowam twarz w dłoniach. Zostałam sama, myślę. 
 
   Z zamyśleń wyrywa mnie kelnerka.
   - Zgubiła się pani? - pyta troskliwie i proponuje mi szampana. Nie powinnam, ale.. A co mi tam, odrzucam włosy na plecy i chwytam jeden kieliszek.
   - Nie, jest w porządku, dziękuję - tym razem wymuszam na twarz uśmiech i pospiesznie odchodzę.
   Szybko odnajduję karteczkę ze swoim nazwiskiem położoną na płaskim talerzu i siadam we wskazanym miejscu. Z radością zauważam, że nie posadzono mnie wśród zupełnie obcych mi ludzi. Witam się z Beeteem i popijam napój alkoholowy. Całkiem dobry, stwierdzam i biorę kolejny łyk. Zamykam na chwilę oczy, by skoncentrować się na gadce mężczyzny obok o najnowocześniejszych zabezpieczeniach areny, o których słyszał. Co jakiś czas kiwam głową na znak, że rozumiem (choć nigdy nie byłam dobra w technologii i wątpię, bym kiedykolwiek doścignęła w tej dziedzinie chociażby dziesięciolatka z Trójki).
   W końcu podium ustawione na końcu stołu zajmuje Plutarch, organizator igrzysk i zaprasza do częstowania się. Dopiero teraz otwieram oczy z zamiarem bliższego przyjrzenia się owocom morza, czy owocom, które nie rosną w moim domu.
   I wtedy zauważam oczy. Te tak dobrze znane mi od czasów dzieciństwa oczy. Przeklinam pod nosem i czuję na sobie wzrok kilku najbliższych ludzi.

11 komentarzy:

  1. Fajny rozdział pisz dalej, weny życzę ; ))
    Pozdrawiam, Martynaa XD <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem ciekawe. Dobry pomysł, do tego masz świetny styl. Nie widzę błędów, zainteresowałaś mnie ;) Pozostaje mi tylko czekać na ciąg dalszy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Mam nadzieję, że jeszcze zagościsz tutaj ;)

      Usuń
  3. Kiedy ciąg dalszy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro albo w piątek. Zależy jak skończę pisać rozdział ;)

      Usuń
  4. Jestem prawie pewna, że to oczy pana ,,kuzyna". Nie mylę się? ;) Cóż, przekonam się w następnym rozdziale!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super! Nie zauważyłam błędów. Chętnie będę wpadać. Coś mi mówi, że to są oczy Gale'a ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hm. Ojej, ja jak zwykle taka ogarnięta, że komentuje od pierwszych rozdziałów, zamiast pod ostanimi notkami. No, ale takie przyzwyczajenie. No to może zacznę od podstaw. Pierwsze, co mnie urzekło to śliczny szablon. A jak spodoba mi się szablon, to bardzo chętnie zerkam na treść posiadacza tego szablonu. No tak się złożyło, że przeczytałam Twój prolog w mgnieniu oka, no i cóż... od razu zabrałam się za rozdział pierwszy. I tym razem także mnie nie zawiodłaś. Naprawdę ciężko znaleźć teraz dobre opowiadanie, kiedy codziennie ktoś zakłada nowy blog, który odrzuca mnie samym wyglądem. Staram się komentować, wytykać błędy i wady, ale i to nie pomaga. No ale tutaj... nie chcę Ci słodzić, ale na pewno masz we mnie czytelnika. Chyba nie spotkałam się jeszcze z takim pomysłem, gdzie Katniss jest mentorką. No.. może spotkałam, tylko nie było to tak czytelne, składne i dobre xD Hm To chyba wszystko. Rozpisałam się trochę... jak zwykle xD
    No, ale nie zostaje mi nic innego, jak zabieranie się za czytanie kolejnego rozdziału! :)
    Ps: Campbell. Czy tylko mi skojarzyło się to nazwisko z Jamie' m Cambpellem Bowerem, aktorem, który grał w Darach Anioła? <3
    Pozdrawiam, Shasta :D
    http://demonica-clary-i-nefilim.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeju, ale się wzruszyłam! Cieszę się, że mój blog Ci się podoba i mam nadzieję, że potowarzyszysz mi przez następne i nadchodzące rozdziały! :)

      Usuń