czwartek, 27 lutego 2014

Rozdział II.


    - Cześć, Kotna - rozdziawiam buzię i staram się nie wybuchnąć. Nagle moje wszystkie mięśnie spinają się, jakbym to ja miała za kilka dni wejść na arenę i ponownie walczyć. Mocno gryzę się w język, by nie palnąć jakiegoś głupstwa. Co do jasnej cholery robi tutaj Gale?!
    - Cześć - odpowiadam krótko. Silę się na uśmiech i od niechcenia nakładam na talerz małą zieloną bułeczkę z Czwartego Dystryktu. Dlaczego jeszcze nie wstałam i nie wyszłam? Katniss, ogarnij się. Nabieram powietrza w płuca i szybko je wypuszczam. Po co to całe udawanie? Ukradkiem patrzę na chłopaka, który teraz zajęty jest rozmową z mężczyzną w wieku koło pięćdziesiątki. To na pewno zbieg okoliczności, powtarzam sobie w myślach, próbując z całej siły uwierzyć w swoje słowa. Najchętniej jednak uciekłabym stąd. Do domu, do objęć Peety, ale doskonale wiem, że mój ukochany się na mnie gniewa. Nie rozmawiałam z nim już tak długo. Wzdycham ciężko i wsadzam widelec z plasterkiem ogórka do ust.
    Nie, nie mogę!, krzyczę w myślach i podrywam się z miejsca w górę. Mówię do Ellie, mentorki z jedenastki, że muszę "przypudrować nosek". Rzucam ostatnie spojrzenie mojemu... no właśnie, komu? Przyjacielowi ze Złożyska? Czy nadal mogę go tak nazywać? Nie wiem. Jedyne czego jestem pewna, to to że wspomnienie zrzucenia bomb na mur dzieci, przy pałacu Snowa, wymazuje wszystkie inne. Polowania i wyprawy na Ćwiek straciły swój blask.
    Opuszczam salę i stoję na pustym korytarzu. Wszystko jest urządzone z kapitolińskim przepychem, który wręcz sprawia, że po moich plecach przebiegają ciarki. Rozglądam się, upewniając się, że nikt mnie nie obserwuje. Nie potrzebuję gapiów. Ostatnie proposy kręcone już po podbiciu Kapitolu wyczerpały ze mnie ostatnią cząstkę duszy towarzystwa. O ile taka kiedykolwiek istniała, śmieję się gorzko w myślach. Ruszam korytarzem na palcach, by nie hałasować tupotem szpilek, które Vienia w ostatniej chwili w pociągu wcisnęła mi na stopy. Nie dość, że były niewygodne, to jeszcze przeszkadzały mi w bezszelestnym poruszaniu się po pałacu. 
    W końcu dochodzę do mahoniowych drzwi, za którymi spodziewam się zastać łazienkę. Okropnie czułabym się z kłamstwem, więc przynajmniej posiedzę tu chwilę, a następnie zwinę się do ośrodka szkoleniowego. Zamykam się małym, złotym kluczykiem, bo nie chcę, by ktoś niespodziewanie wpadł do środka. Chwilę chodzę w tę i z powrotem zastanawiając się nad sensem powrotu Gale'a do Kapitolu. Przecież miał pracę w Drugim Dystrykcie przy szkoleniu Strażników Pokoju. Mylę się? Po kilku minutach przystaję przy umywalce i patrzę w swoje odbicie. Rana nad brwią jest zakryta warstwą podkładu. Całe szczęście, że Flavius i Octavia wiedzieli co z tym zrobić i nie pytali o szczegóły. Bo co niby miałabym im odpowiedzieć? Miałam zły sen, w którym Clove mnie zraniła, obudziłam się i nagle rana się pojawiła? Żałosne. Z resztą wątpię, by ktokolwiek mi uwierzył. Poza tym nie mam zamiaru mówić komukolwiek o moich koszmarach. Tylko Peeta ma prawo do tej wiedzy.
    Wpatruję się w taflę szkła tak intensywnie, że moje oczy zaczynają piec. Rezygnuję i z tego, bo nie widzę większego sensu. Bo niby co miałoby to zmienić? Skoro to przyjęcie organizatorów to Gale musi być jednym z nich. Chwila... co?!
    Moje źrenice się rozszerzają, a ja szybko wybiegam z  pomieszczenia. Tym razem nie staram się nie hałasować. Wszystko nabiera sensu. Jestem już kilka metrów od wejścia na salę, kiedy czuję mocne szturchnięcie do tyłu w okolicy łokcia. Chcę zaprotestować, ale poznaję ten dotyk. Odwracam głowę i patrzę wyzywająco w oczy mojego mentora.
    - Wszyscy Cię szukają, skarbie. Chcą, by Kosogłos przemówił - prycham.
    - Więc powiedz im, że ich "Kosogłos" przeszedł na emeryturę - mówię oschle, głośniej niż planowałam. Jakby znikąd, przy boku mężczyzny pojawia się różowowłosa kobieta. No świetnie. Nie jestem małym dzieckiem, nie trzeba mnie niańczyć - chcę powiedzieć, ale w ostatnim momencie gryzę się w język. - Daj spokój, Haymitch - mówię nieco spokojniej i sprawnym krokiem opuszczam jego i Effie.
    Ludzie już nie siedzą sztywno przy długim stole, lecz teraz są porozstawiani w małe grupki po całej komnacie. Świetnie, jęczę, ale dzielnie wchodzę w tłum i co jakiś czas odsyłam uśmiech ludziom, których kojarzę z Trzynastki i tym, których w ogóle nie znam. Za to każdy chce ze mną porozmawiać przynajmniej chwilkę. Dlatego wolę unikać imprez. Dalej dzielnie przepycham się między organizatorami i sponsorami, szukając wzrokiem tej jednej konkretnej twarzy. Kiedy w końcu - po pięciu czy dwudziestu pięciu minutach - zauważam ciemne włosy, zdecydowanym tempem ruszam. Nagle słyszę nad uchem głos Plutarcha, więc zanim ten zdąży mnie złapać, umykam mu. Muszę się wmieszać w grupę, postanawiam, lecz tracę Gale'a z pola widzenia. A niech to.  Kręcę się jeszcze chwilę wśród śmiejących się grupek. Wychodzi na to, że niewinny obiad zamienił się w imprezę z alkoholem o trzeciej po południu. No ładnie, mruczę do siebie i zaszywam się w kącie, mając nadzieję nie zwracać na siebie uwagi. Siadam na podłokietniku fotela ze skóry i zakładam nogę na nogę. Przyglądam się sukience projektu Cinny. Jest śliczna, jak zwykle zresztą. Małe czarne kryształki umieszczone na gorsetowej górze na słońcu wyglądają jak małe kawałeczki węgla, a szeroki dół do kostek wykonany jest z delikatnego w dotyku, nieznanego mi materiału. Oczywiście całość nawiązuje do mojego dystryktu, jakże by inaczej. Garbię się i wpatruję tępo w podłogę. Nie mam co robić, a nie chcę się z nikim konfrontować. Mogłoby się to źle skończyć.
    Nagle słyszę nawoływanie mojego imienia, więc niechętnie unoszę głowę i szukam źródła dźwięku. Plutarch, cholera. Ale nie jest sam. Na widok drugiego mężczyzny moje mięśnie znów się spinają i przywołuję gorzki uśmiech na twarz.
    - Katniss! Aleś dzisiaj energiczna - mówi gospodarz przyjęcia i udaje, że dostał zadyszki. - Na pewno słyszałaś, że Gale przyjechał specjalnie z Drugiego Dystryktu, by pomóc nam w przygotowaniach. Mam rację? - kiwam głową i unikam patrzenia na drugiego towarzysza.
    - Coś obiło mi się o uszy - odpowiadam. Gdybym wiedziała, nie przyjechałabym - chcę dokończyć, ale postanawiam trzymać język za zębami. - Organizacja igrzysk na pewno jest pracochłonna - stwierdzam na głos.
    - Nie, jeśli pracuje się z dobrymi ludźmi.
    - Och, czyżby? - unoszę brew ku górze i po raz pierwszy patrzę wyzywająco na Gale'a. Po chwili przyłapuję się na tym i opuszczam głowę w dół. - Wybaczcie, ale nie najlepiej się czuję. Myślę, że powinnam udać się do swojego apartamentu.
    Odwracam się na pięcie i niemal biegnę. Złość we mnie buzuje. Jak Plutarch mógł nazwać Hawthorne'a "dobrym człowiekiem"? Niezauważalnie zabieram swóją torebkę z krzesła i wymykam się z sali. Nadal jednak idę szybko, by nikt mnie nie dogonił i przystaję dopiero za rogiem. Kucam i zdejmuję wysokie buty, które z pewnością przeszkadzają w ucieczce. Już chcę iść ze szpilkami w jednej ręce, kiedy znów słyszę swoje imię.
    - Katniss! Wiem, że tu jesteś. Daj mi coś wyjaśnić! - głos jest tuż za ścianą, więc wywracam tęczówkami i rzucam się w paszczę krokodyla. I tak nie udałoby mi się umknąć, skoro chłopak jest kilka metrów ode mnie.
    - Czego ode mnie chcesz, Gale? - zakładam ręce na piersi i patrzę na niego wyczekująco. Jakoś nie mam ochoty w ogóle go widzieć, a tym bardziej z nim rozmawiać, lecz lepiej później mieć spokój. Obserwuję, jak wciąga powietrze do płuc, potem je głośno wypuszcza i patrzy prosto w moje oczy. Chwilę ten wzrok mnie zabija, ale szybko się do niego przyzwyczajam.
    - Nie pomagam w igrzyskach tylko dlatego, że chcę się zemścić na Kapitolu - wydusza z siebie. Cóż, jakoś mnie to nie przekonuje.
    - Nie tylko dlatego? Więc chodzi i o to - mruczę surowo i odwracam wzrok.
    - Nie rozumiesz, Kotna.
    - Więc mi to wszystko wytłumacz - odgarniam z twarzy dodatkowo denerwujący mnie kosmyk włosów na plecy. - Albo nie, nie musisz niczego tłumaczyć - dodaję i wracam do ucieczki. Niestety, jak na złość, nie jest mi dane dotarcie do drzwi wyjściowych, bo coś ciągnie mnie do tyłu.
    - Zgodziłem się pomóc, bo to gwarantowało mi powrót tutaj, do Kapitolu - mrużę oczy i przestaję się wyrywać. Obracam głowę w jego stronę. Puszcza moją rękę, bo już wie, że nie zwieję. Dlaczego on tak dobrze mnie zna?! - I byłem pewien w stu procentach, że zdecydujesz się mentorować dzieciaki, pomóc im jakoś. Przypuszczałem, że twój narzeczony też się zgodzi i nie będę miał możliwości z tobą porozmawiać - robi przerwę na oddech i kontynuuje - Ale teraz.. Zgodziłem się, bo chciałem być blisko ciebie. Rozumiesz? Z początku nie mogłem pogodzić się z faktem, że wybrałaś jego. Byłem zazdrosny... nadal jestem, bo cię kocham. Teraz chcę być blisko i czuwać nad twoim bezpieczeństwem. Ktoś musi.
    Zatkało mnie. Stoję więc i gapię się głupio w jego tęczówki. Nie wiem, jak mogę mu odpowiedzieć, więc siedzę cicho.
    - Nie odpowiesz mi, prawda? - zagryzam dolną wargę. Czuję, jak łzy cisną się mi do oczu, chociaż nie mam pojęcia, dlaczego. Muszę jak naszybciej opuścić to miejsce. Może sprawdzę, jak styliści przygotowują Mary i Lucasa? Moi podopieczni! Prawie o nich zapomniałam, a przecież muszę się teraz skupić na ich przetrwaniu. Mocno zaciskam zęby i pieczenie w oczach ustaje. Nadal jednak nie mogę wykrztusić z siebie chociażby jednej sylaby.
    Cisza staje się dobijająca. Bez zastanowienia staję na palcach, bo brak szpilek odebrał mi kilka centymetrów i całuję chłopaka w policzek. Potem natychmiastowo się obracam i w końcu wydostaję się na zewnątrz. Z niewiadomych powodów czuję się jeszcze gorzej, aniżeli przed rozmową z Gale'em.
    Schodzę po schodach i natychmiast zostaję otoczona przez przechodniów. Na szczęście ośrodek wcale nie jest daleko, a mieszkańcy Kapitolu są moim doskonałym kamuflarzem. Ruszam pewnie w stronę wysokiego budynku zbudowanego głównie z betonu i szkła. Organizatorzy zdecydowali się wykorzystać budynek z poprzednich Igrzysk Głodowych, niż niepotrzebnie budować nowy. Przynajmniej znam drogę do mojego starego pokoju. I właśnie tam mam zamiar się wybrać. W sercu pojawia się cicha nadzieja, że przy oknie nadal jest zamontowane urządzenie do wyświetlania hologramów. Potrzebuję zieleni, nawet jeśli musiałabym się zadowolić jakimś obrazem. Tymczasem wchłaniam widok budynków i ludzi, bo uświadamiam sobie, że jeszcze nigdy nie miałam okazji zrobić tego w spokoju. Niestety, po kilku minutach moje myśli są rozproszone do tego stopnia, że znów zaczynam się denerwować, zaciskając mocno szczękę.
    Dochodzę do bramy wejściowej. Na początku jestem identyfikowana, a kiedy strażnik potwierdza moją tożsamość, zostaję wpuszczona na niewielki pas trawy. Już prawie jestem przy przeszklonych drzwiach wejściowych, gdy czuję, że tracę grunt pod nogami i spadam w ciemność.

_
Okej, udało mi się dzisiaj dokończyć drugi rozdział, więc teraz biorę się ostro za naukę. Następny może pojawi się w weekend, w sobotę po południu najszybciej, bo jutro mam próbę zespołu po lekcjach i być może wybiorę się jeszcze na siłkę. Dlatego najmocniej przepraszam!
Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział także przypadnie Wam do gustu i pozostawicie po sobie jakiś ślad na oznakę tego, że przeczytaliście. Chętnie też przyjmę konstruktywną krytykę, w końcu jestem w tym jeszcze "zielona"
Miłego dnia życzę!

I niech los zawsze Wam sprzyja.

12 komentarzy:

  1. Fajny rozdział, ale więcej Katniss i Peety proszę. Życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już mam plany dotyczące tej dwójki na następne rozdziały, więc spokojnie. Na razie Peeta chowa urazę do dziewczyny, że ta zgodziła się mentorować, ale... No właśnie. Zachęcam do czytania!
      Dzięki i pozdrawiam.

      Usuń
  2. No jak mogłaś, wiesz co ; DD
    Dobra wiem, wiem że jesteś Peetniss, ale jak mogłaś czemu ona nie nawidzi Gale'a, no X DDDDDDDD
    Ale rozdział świetny, życzę weny. pisz dalej ! : )) ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ani razu nie padło słowo "nienawidzę", więc nie wiem o co Ci chodzi, słońce. XD
      Dzięęękuję <3

      Usuń
  3. Cudo *-* Brak słów <3 <3 <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Awww *u* Świetny rozdział <3 Pisz dalej i weny życzę! ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. O matko, to jest cudowne !! Pisz dalej ; )

    OdpowiedzUsuń
  6. :O Jejuu :') Jak ty ślicznie piszesz.. To straszne, że w ogóle przerywasz te rozdziały! Czekam na mojego męża :D Życzę weny i czekam na następne rozdziały; dodawaj je jak najszybciej!!
    P.S. Wcale nie jesteś zielona :) Ewentualnie lekko zazieleniona :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś rozdziały się skończyć muszą, niestety :c Dziękuję i mam nadzieję, że będziesz tutaj często wpadała ;)

      Usuń
    2. Spokojnie, już zaglądam tutaj co godzinę lub dwie :D

      Usuń
  7. Ślicznie piszesz ale jak dla mnie Katniss powinna znienawidzieć Gale'a :/

    OdpowiedzUsuń
  8. Super rozdział. Jesteś wielka ^^

    OdpowiedzUsuń