piątek, 28 lutego 2014

Rozdział III.

     Czuję szepty wokół i uchylam powieki. Obraz jest niewyraźny. Chcę powędrować dłonią do oczu i je potrzeć, lecz moje ręce zdają się być zupełnie obojętne na rozkazy głowy. Podobnie jak i całe ciało. Nie pozostaje mi nic innego, jak dokładnie wsłuchać się w rozmowę.
     - Ale... nią... wszystko... porządku? - jak na złość mój słuch także płata mi figle i wcale mi się nie podoba. Chociaż i te urywki wystarczają mi, by utożsamić głos z jego właścicielem. Tym razem jeszcze bardziej wysilam się, by chociaż złapać ostrość, bądź ruszyć palcem u stopy. Gdybym tylko mogła, zaczęłabym płakać. Peeta tu jest, a ja nie mogę niczego powiedzieć!
     - To tylko zdenerwowanie, za dużo emocji jak na jeden dzień. Zaraz podamy jej środek na uspokojenie, bo jej tętno jest zbyt wysokie. Nawet we śnie - mówi kobiecy głos, a tym razem słyszę już całą wypowiedź. Do diaska, zaklinam w myślach i mentalnie zaciskam zęby. - Musi odpoczywać. Ale zapewne jutro będziesz mógł odwiedzić ją ponownie - to ostatnie zdanie, jakie słyszę, bo znów zapadam w sen. Ostatnim momentem, który pamiętam jest blond grzywa pochylająca się nad moim ciałem i całująca mnie w czoło.
   
     Otwieram oczy, jest środek nocy. Wstaję z łóżka i podchodzę do sąsiedniego. Patrzę na śpiącą blondynkę z uśmiechem i głaszczę jej policzek. Następnie zwracam wzrok ku trzeciemu łóżku, szerszemu, na którym teraz śpi samotnie mama. Wyglądam za okno. Widzę słońce, gdy jest już ponad horyzontem. Szybko się przebieram i przechodzę do kuchni. Zastaję tam mężczyznę i obdarowuję go najszerszym i najpogodniejszym uśmiechem, jakim mogłabym go obdarzyć.
     - Pora na pracę, słoneczko. Jesteś gotowa? - w odpowiedzi tylko kiwam głową i zarzucam na ramię torbę myśliwską taty. Szybko chce mi ją odebrać, ale ja tylko uciekam, upierając się, że przynajmniej raz ja chcę ją ponieść. W końcu mi ulega. Torba nie jest wcale taka ciężka, spokojnie daję jej radę. Po dziesięciu minutach z kanapkami w dłoniach, razem z mężczyzną wychodzę z domu i kieruję się w stronę kopalni.
     - Czy chcesz, czy chcesz pod drzewem skryć się? - tato zaczyna śpiewać moją ulubioną piosenkę, więc szybko do niego dołączam. - Tu zawisł ten, co troje zginęło z jego mocy. Dziwnie już tutaj bywało, nie dziwniej więc by się stało, gdybyśmy się spotkali pod wisielców drzewem o północy - kończę równo z tatą i uśmiecham się szeroko. Wokół nas pojawiają się kosogułki i kontynuują śpiew pierwszej zwrotki. Robotnicy, którzy zmierzają w tę samą stronę cichną, by wysłuchać ptaków. Pamiętam, że gdy tato śpiewa, wszystkie ptaki najpierw cichną, a potem śpiewają po nim.
     Dochodzimy do kopalni. Otrzymuję kask, podobnie jak mój tatuś i razem schodzimy po schodach w najgłębsze korytarze kopalni.
     - Czy chcesz, czy chcesz pod drzewem skryć się? - znów słyszę śpiew taty. Śmieję się cicho i kontynuuję razem z nim. - Choć trup ze mnie już, uwolnię cię od przemocy. Dziwnie już tutaj bywało, nie dziwniej więc by się stało, gdybyśmy się spotkali pod wisielców drzewem o północy.
     Tym razem podśpiewują górnicy, którzy schodzą razem z nami. Chwytam kilof w obydwie ręce. Jest zbyt ciężki, bym zdołała go utrzymać tylko w jednej. Tym razem to ja zaczynam trzecią zwrotkę, lecz mój tato dołącza po drugim wersie.
     - Czy chcesz, czy chcesz pod drzewem skryć się? Tu do mnie miałaś zbiec, żeby uniknąć przemocy. Dziwnie już tutaj bywało, nie dziwniej więc by się stało, gdybyśmy się spotkali pod wisielców drzewem o północy.
     Znów chichoczę i wbijam kilof w kawałek skały. Robię w niej małą dziurkę i nagle słyszę dziwny pisk. Jakby jakiś gaz się zaczął skądś wydobywać. Widzę, że mina na twarzy mojego taty rzednieje, a ja szybko się cofam, kiedy czuję eksplozję. Kaszlę, próbując pozbyć się pyłu z przewodu oddechowego, jednak to nie działa. Zostałam sama, oddzielona od taty i innych pracowników ścianą skał i kamieni. Oni zaraz uciekną, a ja tutaj zostanę. Kompletnie sama. Resztkami sił śpiewam ostatnią zwrotkę i już rozumiem, dlaczego mama zakazała śpiewać tę piosenkę. Przynosi zło, nieszczęście.
     - Czy chcesz, czy chcesz Pod drzewem skryć się też? W naszyjniku ze sznura u boku mego nie czekaj pomocy. Dziwnie już tutaj bywało, nie dziwniej więc by się stało, gdybyśmy się spotkali pod wisielców drzewem o północy - tym razem odpowiada mi tylko cisza, a ja sama umieram. 




     Budzę się z piskiem i natychmiastowo przywracam się do pozycji siedzącej. Gęsia skórka opanowała moje całe ciało. Zaczynam się nerwowo rozglądać na boki w poszukiwaniu ukochanego, nigdzie jednak go nie ma. Dopiero teraz, kiedy zaczynam sobie uświadamiać, że to tylko zły sen, orientuję się, że znajduję się w moim starym pokoju w penthousie, w którym razem z Haymitchem i Peetą zamieszkiwaliśmy podczas naszych igrzysk. Wzdycham głośno i ponownie opuszczam się na poduszki, by poszukać węchem zapachu blondyna, jednak pościel jest świeża i czuję tylko proszek do prania. Zrezygnowana, zwalam się z materaca, po czym wędruję do drzwi. Chwytam klamkę i zanim zdążę na nią nacisnąć, zamek sam ustępuje, a ja muszę szybko odskoczyć do tyłu, by nie oberwać w głowę.
    - Katniss? - pyta zdziwiona Effie i ciągnie mnie do łóżka, jednak ja nie mam ochoty na chociażby leżenie.
    - Nie, duch - odpowiadam ironicznie i wymijam opiekunkę.
    - Powinnaś wypoczywać, wiesz o tym! - krzyczy za mną, ale się nie obracam. Przechodzę szerokim korytarzem do otwartej części apartamentu. Na kanapie zauważam moją ekipę przygotowawczą oglądającą w telewizji powtórkę z dożynek. W końcu mają wolne, moi trybuci otrzymali dwójkę nowych stylistów. Gdyby tylko nie musieli mnie wyszykować na wybór nowych zawodników, pewnie jeszcze by spali. Wzdycham cicho i na palcach, by nie zwrócić na siebie uwagi, kieruję się do lodówki. Nie zgłodniałam, ale moje gardło wyschło na suchy wiór i nieprzyjemnie drapie. Szczęśliwa, chwytam karton z sokiem z mango i w minutę wypijam przynajmniej połowę jego zawartości. Oddycham z ulgą i zamykam chłodziarkę. Flavius chyba jednak mnie usłyszał, bo odwrócił się w moją stronę. Kładę palec na ustach, prosząc go, by mnie nie zdradził, a ten uśmiecha się porozumiewawczo. Już chcę się ewakuować, kiedy słyszę szczebiotanie.
     - Katniss, moja droga. Jesteś osłabiona i lekarz kazał Ci odpoczywać. Mary i Lucas są w dobrych rękach, więc ty masz na dzisiaj chorobowe - kładzie mi dłoń na ramieniu, lecz odsuwam się.
     - Co masz na myśli? - pytam nieufnie, mrużąc oczy. Może i nie czuję się najlepiej, ale nie mam zamiaru zostawić dzisiaj moich podopiecznych na pastwę samych stylistów. Muszę do nich dołączyć, bo za niedługo Parada Trybutów. Dokładnie zostało... zaniepokojona zwracam wzrok na zegarek. Szósta po południu! Za niecałe pół godziny rydwany mają wyjechać z ośrodka w stronę Pałacu Paylor. Nie mogę przecież tego przegapić! - Effie, proszę - tym razem patrzę na nią błagalnie. Kobieta nie wygląda na przekonaną. Zagryzam dolną wargę, przecież da się ją jakoś namówić. - Możesz mi towarzyszyć, pozwolę ci nawet trzymać mnie cały czas pod rękę. Tylko pozwól mi iść do nich.
     W twarzy opiekunki pojawia się minimalna zmiana, uległa. Uśmiecham się szeroko i całuję ją w policzek, po czym zataczając się na boki biegnę się przebrać.
     Niecałe dziesięć minut później kroczę już w towarzystwie Effie i Veni w stronę garderoby Lucasa. Chwilę zajmuje nam znalezienie drzwi z napisem "12 M", lecz kiedy docieramy chłopak stoi już ubrany w czarny strój. O ile można w ogóle nazwać to strojem. Jego klatka piersiowa i plecy są odkryte. Na myśl od razu rzuca mi się kostium Finnicka podczas Ćwierćwiecza Poskromienia. O dziwo, trybut wygląda równie dobrze. Włosy pokryte żelem sterczą w artystycznym nieładzie. Zauważa naszą obecność i na jego ustach pojawia się minimalny uśmiech.
     - Widzę, że prawdziwa gwiazda raczyła się pojawić - mówi ironicznie, aż na moich ustach pojawia się głupi uśmieszek i podchodzę bliżej, zostawiając kobiety w tyle.
     - Dobrze wyglądasz - komentuję pracę stylistki Lucasa i jej także posyłam uśmiech, lecz szybko znów zwracam całą swoją uwagę na młodym mężczyźnie. - Widzę, że nie mam tutaj nic do roboty. Baw się dzisiaj dobrze - mówię i odwracam się, by wyjść.
     - Ona jest dobra, tylko źle reaguje na to całe przedstawienie i igrzyska - słyszę za sobą. Zatrzymuję się w połowie kroku. Skinięciem głowy daję mu znak, że rozumiem.
     Ze znalezieniem pokoju Mary nie mam najmniejszego problemu, bo znajduje się tuż obok. Przed wyjściem z cienia, powstrzymuje mnie jednak monolog trybutki.
     - Oszalałaś? Nie założę czegoś takiego, zapomnij! To najohydniejsza sukienka, jaką kiedykolwiek widziałam - w tej sytuacji wkraczam ja i chrząkam. Dziewczyna zauważa mnie i zakłada ręce na piersi. Faktycznie, sukienka do kostek w kolorze morza kompletnie nie pasuje. - A ta po co tu się przywlokła... - wywraca tęczówkami.
     - A ta przywlokła się tu po to, by uratować ci tyłek - zaczynam ostro i zbliżam się do podestu, na którym stoi nastolatka. Nie wygląda na więcej niż szesnaście lat. - Venia, mogłabyś przynieść z góry jedną z kreacji Cinny? Czarną, skromną. W miarę pasującą do jej makijażu i fryzury. Proszę? - kobieta o złotych tatuażach na twarzy szybko znika za drzwiami.
     - Niby czemu mi pomagasz? - słysząc pytanie, wzdycham. Bo po części czuję się winna - odpowiadam sobie w myślach.
     - To moja robota - zapada milczenie, nawet Effie nie jest na tyle odważna, by je przerwać. Mam chwilę dla siebie.
     Czy to naprawdę był sen? To, co działo się zanim pojawiłam się w swoim starym domu w Złożysku z tatą? Pewnie tak. Śliska Sae kiedyś mi wyznała, że często widzi to, co chce widzieć, a nie to, co faktycznie jest prawdziwe. Może i ja miałam podobnie? Zagryzam dolną wargę. Tak bardzo chciałabym zobaczyć Peetę, chociaż na kilka minut. Nie sądzę jednak, by było to możliwe. Nie do czasu zakończenia Igrzysk Głodowych.
     Zamykam oczy i widzę powtórkę z eksplozji kopalni. Szybko więc uchylam powieki i zapobiegawczo chwytam się różowowłosej.
     - Mówiłam ci, że to zły pomysł - mruczy niezadowolona, lecz puszczam jej słowa mimo uszu. Mary już otwiera usta, zapewne po to, by się odgryźć, lecz w tym samym czasie w pomieszczeniu pojawia się jedna z moich stylistek. Podaje przeźroczysty futerał z czarną suknią na ramiączkach z małymi diamencikami i uśmiecha się dumnie. Doskonały wybór, komentuję w myślach, choć tak na prawdę nieoficjalnie kompletnie nie znam się na modzie. By przetrwać wystarczyłyby mi dwie pary spodni i dwie, trzy koszule oraz bielizna. Realia w tym miejscu były jednak zupełnie inne. - No! Skoro wszystko już załatwione, a zaraz rydwany wyjeżdżają, sądzę, że możemy iść na trybuny.
     Zgadzam się kiwnięciem głową i mruczę ciche "powodzenia". Razem z kobietami opuszczam garderobę, zostawiając moją podopieczną oraz jej stylistkę. Kroczymy pewnym krokiem w stronę wyjścia z ośrodka szkoleniowego. A raczej one kroczą pewnym krokiem, a ja idę podtrzymywana przez nie jak jakaś marionetka. Bo przecież zawsze o tym marzyłam.
     By wspiąć się na miejsca dla mentorów i ich stylistów, Venia musi mnie puścić i iść przodem. Zostajemy więc same z Effie. Nagle na myśl wpada mi pewne pytanie.
     - Effie, jakim cudem Haymitchowi udało się przyjechać do Kapitolu, skoro już nie jest mentorem? - patrzę na nią, unosząc brew ku górze. Przystajemy.
     - Och, Katniss. Przecież każdy zwycięzca ma zwyczaj przybywania do miasta na każde kolejne Igrzyska Głodowe, niezależnie od tego czy jest mentorem, czy nie - odpowiada z uśmiechem, po czym pogania mnie na schodki. Cieszę się, że nie wypytała mnie, po co mi ta wiedza. Pewnie po prostu uznała, że jestem zdziwiona obecnością mojego starego opiekuna.
     Wzdycham ciężko i kiedy tylko wychodzę wyżej zostaję zauważona przez grupę nastolatek, które natychmiast zaczynają piszczeć i wykrzykiwać moje imię. A to oznacza, że pomimo obalenia rządów Snowa, kapitolończycy nadal mnie "uwielbiają". Syczę pod nosem i siadam na swoim miejscu, ignorując dalszą wrzawę. Parada się zaczyna za kilka minut, więc mam chwilę na obserwację. Zaczynam wodzić wzrokiem po przeciwległych trybunach, gdzie siedzą sponsorzy i większość organizatorów.
     Nagle zauważam coś zaskakującego. Mrużę oczy, by lepiej się przyjrzeć. Mimo dużej odległości zauważam burzę blond włosów wśród kolorowych peruk. Nie mogłabym jej pomylić. Peeta.


_
Ach, miałam dodać ten rozdział dopiero jutro, ale przegapiłam zajęcia na siłowni i próbę, więc stwierdziłam, że nie chcę, by poszło to na marne i wzięłam się za pisanie. I oto, co powstało. Mam nadzieję, że zadowoliłam choć jednego/jedną z Was. Znów pozostawiający w napięciu koniec, wiem. I no, Katniss zaczyna nam świrować. Nie było to rozwinięte w książkach, więc pomyślałam: czemu nie? I dodałam coś od siebie. No dobra, koniec niepotrzebnego gadania.
Zapraszam do komentowania, bo gdy widzę te wszystkie Wasze komentarze, to nawet nie wiecie, jak ciepło robi mi się na sercu i jak bardzo to motywuje do dalszego pisania!

Buziaczki dla każdego, a te najmocniejsze dla Caroliny, która dziwnym cudem weszła na mojego bloga i się jej spodobał oraz dla Weroniki, bo ona szczególnie pomogła mi dzisiaj w jednym akapicie (Ty już wiesz o co chodzi, Wąsaczu).

I niech los zawsze Wam sprzyja!

13 komentarzy:

  1. :O Dlaczego?! Dlaczego to przerywasz?! Kocham Twój styl pisania, może się nie znam, ale dla mnie jest najlepszy! :) Mam nadzieję, że jutro też dodasz nowy rozdział, bo są one tak okropnie, strasznie i masakrycznie wciągające! No i na Twoim miejscu zaczęłabym się zastanawiać nad okładką Twojej przyszłej książki! :D Pozdrawiam i weny życzę :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jutro niestety nie dam rady napisać całego rozdziału, bo mam cały dzień napchany jakimiś spotkaniami itd, więc może zabiorę się za niego późnym wieczorem i skończę w niedzielę. ;) Haha, nie przesadzałabym z tą okładką, ale dziękuję. ^^

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi się Twój styl pisania *-* Wciągająca fabuła sprawia ,że ciężko jest oderwać się od bloga . Tylko tak trochę mało Katniss & Peety ,ale mam nadzieję ,że w kolejnych rozdziałach się to zmieni . Pozdrawiam i życzę weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę zaspojlerować (huh, po raz kolejny), że mam pewne plany co do Peety. Wszystko w następnych rozdziałach!
      Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Dziś zaczęłam czytać twojego bloga i uważam, że jest definitywnie GENIALNY ;) Pisz jak najwięcej i weny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że jeszcze tutaj wpadniesz.
      Dziękuję! :D

      Usuń
  4. Fantastycznie piszesz, blog jest po prostu rewelacyjny !!

    OdpowiedzUsuń
  5. Super jak zawsze, czekam co dalej ; 33

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww *o* Rozdział fantastyczny jak zawsze ;3 Czekam na następny i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  7. SUPER!!!! facebookowa stronka : Gale, Peeta, Finnik i inne używki. <3 < Mrs Mellark

    OdpowiedzUsuń
  8. Super jestem zachwycona ;D

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudo cudo cudo i jeszcze raz cudooooo

    OdpowiedzUsuń